W PW THERIOS staramy się stale doskonalić umiejętności uczestnicząc w rozmaitych kursach oraz śledząc nowinki ze świata nauki. To wszystko dla naszych pacjentów. Coraz lepsza opieka podnosi skuteczność diagnozowania i leczenia. Pamiętam nasze początki, jak prawie 20 lat temu zaczynałam pracę w małym gabinecie koło Kościółka. Pamiętam pierwszą chemioterapię, dzięki której moja pacjentka Negra dostała 6 miesięcy szczęśliwego życia. Potem stopniowo kupowaliśmy kolejne elementy wyposażenia, ukończyłam 3-letnie studia specjalizacyjne, zajęłam się na poważnie hematologią i onkologią. Potem przeprowadzka do większego lokalu i wreszcie w 2010 roku początek pracy w nowym, specjalnie dla celów weterynarii zaprojektowanym budynku przy ulicy Partyzantów.
Ale pacjenci to jedna strona medalu
Po drugiej stronie jest właściciel, który karmi zwierzaka, wyprowadza na spacery, stara się zapewnić jak najlepsze warunki życia. To on dba o terminowe odrobaczania i szczepienia i zabiera do weterynarza w razie problemów zdrowotnych. Dlatego staramy się też skutecznie dbać o komfort właścicieli: umawiamy wizyty na godzinę, dokładnie tłumaczymy wszystkie zawiłości diagnostyczne i terapeutyczne, czy jak trzeba, to proponujemy kawę/herbatę. W poczekalni urządziliśmy specjalny kącik książkowy, w którym każdy bibliofil znajdzie coś ciekawego, niezależnie, czy ma 3 latka, czy ponad 90. Książki z naszego kącika można zabrać do domu i potem obdarować kogoś kolejnego, bo książki nie lubią siedzieć w jednym miejscu.
A co w sytuacjach silnego stresu?
Wielokrotnie spotkałam się z sytuacją, że właściciel usłyszawszy smutne rozpoznanie (a w mojej specjalizacji to niestety nierzadka sytuacja) zasłabnie lub nawet straci przytomność. Rzadziej zdarzają się sytuacje pogryzień, poparzeń, czy drobnych urazów. Na spacerach też spotykam się z różnymi sytuacjami – ciągnące swoich opiekunów, czy wskakujące na ramiona psy mogą doprowadzić do różnych groźnych sytuacji. Jako wielbicielka koni nie raz spotkałam się z groźnymi wypadkami spowodowanymi kopnięciem, czy upadkiem. Każdy z nas miał do czynienia z różnego rodzaju urazami. I nie zawsze wiadomo było, co trzeba zrobić, jak udzielić pomocy. W związku z tym postanowiłam, że tak być nie może. Pracując codziennie z ludźmi i żyjąc wśród ludzi należy wiedzieć, jak postępować w razie wypadku. Zawód lekarza weterynarii polega na pomaganiu, nie tylko psim i kocim pacjentom, ale też wszystkim, którzy tego potrzebują. Postanowiłam podnieść swoje kwalifikacje uczestnictwem w kursie ratowniczym, który formalnie nazywa się kursem kwalifikowanej pierwszej pomocy. Kurs kończy się egzaminem państwowym, po którym uczestnik zyskuje tytuł RATOWNIKA.
Co potrafi zrobić ratownik?
Ratownik to najwyższy stopień przeszkolenia medycznego dla niemedyków. Wykorzystuje powszechnie dostępny sprzęt, taki jak bandaże, szyny, maseczki oraz nieco bardziej skomplikowany, jak rurki ustno-gardłowe, butle tlenowe, respiratory i defibrylatory. Potrafi udzielić pierwszej pomocy w przypadku urazu, wie jak postąpić przy udarze mózgu, zawale, zatruciu, zaczadzeniu, podtopieniu, postrzale i wypadku samochodowym. Wezwie pomoc, ustabilizuje złamanie, zrobi sztuczne oddychanie i masaż zewnętrzny serca. Przetransportuje poszkodowanego i zatamuje krwotok. Umiejętności ratownika obejmują pomoc w każdej nagłej sytuacji.
Kilka słów o samym szkoleniu
Kurs, w którym uczestniczyłam, zorganizowany został przez Fundację Byłych Żołnierzy i Funkcjonariuszy Sił Specjalnych Szturman. Instruktorów zapewniła firma REMEX Michała van der Coghena. Kurs był bardzo intensywny – ponad 60 godzin praktyki z dodatkiem teorii. Najpierw nauka i szlifowanie podstawowych czynności ratowniczych, potem stopniowe składanie nabywanej wiedzy w całość. Kolejny etap to rozmaite symulacje – wypadki samochodowe, scenki z urzędów, po udzielanie pomocy poszkodowanym zaatakowanych w zoo przez dzikie zwierzęta. A na koniec EGZAMIN PAŃSTWOWY – zdany 😀
Bardziej szczegółowa relacja ze szkolenia na moim blogu -> Weterynarz po godzinach
Wnioski ze szkolenia
Najważniejszy wniosek: każdy powinien taki kurs ukończyć. Nie znamy dnia ani godziny, kiedy taka wiedza może się przydać. A „przydać się” oznaczać może prostą pomoc lub… uratowanie życia. Brak umiejętności może doprowadzić do poważnych konsekwencji.
Wniosek kolejny: cały personel PW THERIOS powinien zostać przeszkolony w pierwszej pomocy. Większość z nas ma podstawy do różnych działań ratowniczych, ale czy rzeczywiście w każdej sytuacji potrafimy profesjonalnie pomóc poszkodowanemu właścicielowi?
Wniosek końcowy: każdy pracownik zakładu weterynaryjnego powinien zostać przeszkolony z podstaw ratownictwa „ludzkiego”. A to jest dobry pomysł na szkolenie z pierwszej pomocy w gabinecie weterynaryjnym. Co o tym myślicie? Czy jako właściciele zwierzaków chcielibyście czuć się bezpiecznie jako klienci? Jakie niebezpieczeństwa mogą chyhać na właścicieli?
Zachęcam do dyskusji pod artykułem 🙂